czerwca 12, 2021

Gry dla początkujących, czyli o tym, jak zaczęła się moja przygoda z planszówkami

Jako dziecko bardzo lubiłam grać w planszówki. Jednak nie miałam ich w domu zbyt dużo. Gdy myślę o tym czasie przed oczami mam Chińczyka, Węże, 101 dalmatyńczyków i jakąś grę o zbieraniu grzybów, której nazwy sobie pewnie do końca życia nie przypomnę. Minęło sporo lat i mimo że zawsze uważałam się za osobę, która lubi gry planszowe, moje doświadczenia niewiele się powiększyły. Bo czym tak naprawdę jest kilka partii w Dixit, Igranie z gruzem czy Munchkina. Dopiero rok temu świat planszówkowy stanął przede mną otworem. 

    Miałam zacząć od Race for the Galaxy, jednak szybko okazało się, że jest to zbyt ambitny projekt. Oznaczenia na kartach nic mi nie mówiły, zasady wydawały się pokręcone, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Niestety dość szybko się zniechęciłam. To właśnie po tej próbie (która zakończyła się sromotną porażką) postanowiłam wchodzić w ten świat stopniowo. A właściwie nie wchodzić, a być wprowadzaną przez mojego „drugiego półówka”.

Brzdęk
    Już nie pamiętam, czy pierwsze było Century, Brzdęk czy Star realm, które do dzisiaj nazywam kartami. Pamiętam za to, że te gry zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie i mimo że wydawały się niesamowicie różne, to jednak miały pewien wspólny element, czyli zbieranie odpowiednich kart na ręce. Chyba do dzisiaj nie jest to moją mocną stroną. Grając w Century zawsze mam rękę zawaloną kartami, których nigdy nie używam, a które biorę tylko dlatego, że brakuje mi surowców. Dobrze, że gra nie zmusza do używania ich wszystkich, bo moja sytuacja byłaby za każdym razem opłakana. A półówek zawsze by zwyciężał… Później był chyba Chaos w Starym Świecie. Grałam w to tylko raz i do dzisiaj nie wiem właściwie, na czym to polega, ponieważ wieczór planszówkowy odbył się pod znakiem małych wypadków. Wśród rzeczy, które ucierpiały była niestety gra. Na szczęście zniosła to całkiem dobrze i dzisiaj już nie ma śladów po zalaniu. Więc jeśli ktoś z Was jest ciekawy, to Chaos w Starym Świecie jest wykonany bardzo dobrze i jest odporny na potrójne zalanie. O ile akcja ratunkowa zacznie się dostatecznie szybko.  

Krakers też lubi planszówki

    Wśród gier typu worker placement muszę wyróżnić Dobę kamienia, która krótko po pierwszej partii trafiła na moją półkę. Jednak jest coś ekscytującego w planowaniu jak się rozmieści robotników i co trzeba zrobić w pierwszej kolejności. Jednak jeśli musiałabym wskazać grę tego typu, która zajęła ciut więcej miejsca w moim jeżykowym serduszku to będzie to Kakao i walka o to, kto zdobędzie lepsze miejsce przy wodopoju. 

    Gdy myślę o mojej planszówkowej przygodzie muszę wymienić też Ciężarówką przez galaktykę. Chyba mało która gra daje mi tyle frajdy i ekscytacji. Czy połączę wszystkie elementy? Czy zdążę? A później oczekiwanie na kolejne meteoryty i ostrzały, które mogą rozwalić mój statek. Do dziś nieodłączną częścią gry jest tekst Zabiłeś Stefana!. 

Wojna w przestworzach trwa
    Jest tyle gier, o których chciałabym napisać… Jednak w tym poście wspomnę jeszcze tylko o X-wingu – grze, która wprowadziła mnie w niezwykły świat figurkowców. I skłoniła do obejrzenia Star Wars! Niesamowite jest układanie eskadry, wybieranie dodatkowych umiejętności, analiza teoretycznych wyborów przeciwnika… I to wszystko jeszcze przed rozpoczęciem gry. Gdy już stawaliśmy przed planszą, każdy z wielką precyzją poruszał swoimi statkami, martwiąc się, że jeden nieostrożny ruch może zaprowadzić naszego asa przestworzy zbyt blisko krańca mapy albo wprost pod ostrzał nieprzyjaciela. W X-winga nie grałam już kilka miesięcy, ale nie mogę się doczekać powrotu. Kiedyś mata i figurki stale znajdowały się na stole w gralni, jednak odkąd w domu pojawiły się koty, musieliśmy wszystko schować. Oby tylko tymczasowo! Mam nadzieję, że za jakiś czas kupimy stół gamingowy z przykrywanym blatem, a Krakers i Schizma nie będą mieli szans na dobranie się do figurek.

    W tym wpisie wspomniałam tylko o kilku grach, które poznałam w ciągu ostatniego roku. Na resztę przyjdzie czas w kolejnych wpisach. Chyba już nie jestem planszówkowym świeżakiem, bo w najbliższej przyszłości ponownie mam zmierzyć się z Race for the Galaxy. Czuję, że tym razem ogarnę tę grę. Trzymajcie za mnie kciuki! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Jeżyk w literatce , Blogger