Jako dziecko bardzo lubiłam grać w planszówki. Jednak nie miałam ich w domu zbyt dużo. Gdy myślę o tym czasie przed oczami mam Chińczyka, Węże, 101 dalmatyńczyków i jakąś grę o zbieraniu grzybów, której nazwy sobie pewnie do końca życia nie przypomnę. Minęło sporo lat i mimo że zawsze uważałam się za osobę, która lubi gry planszowe, moje doświadczenia niewiele się powiększyły. Bo czym tak naprawdę jest kilka partii w Dixit, Igranie z gruzem czy Munchkina. Dopiero rok temu świat planszówkowy stanął przede mną otworem.
Miałam zacząć od Race for the Galaxy, jednak szybko okazało się, że jest to zbyt ambitny projekt. Oznaczenia na kartach nic mi nie mówiły, zasady wydawały się pokręcone, a ja nie wiedziałam, o co chodzi. Niestety dość szybko się zniechęciłam. To właśnie po tej próbie (która zakończyła się sromotną porażką) postanowiłam wchodzić w ten świat stopniowo. A właściwie nie wchodzić, a być wprowadzaną przez mojego „drugiego półówka”.
Brzdęk |
Wśród gier typu worker placement muszę wyróżnić Dobę kamienia, która krótko po pierwszej partii trafiła na moją półkę. Jednak jest coś ekscytującego w planowaniu jak się rozmieści robotników i co trzeba zrobić w pierwszej kolejności. Jednak jeśli musiałabym wskazać grę tego typu, która zajęła ciut więcej miejsca w moim jeżykowym serduszku to będzie to Kakao i walka o to, kto zdobędzie lepsze miejsce przy wodopoju.
Gdy myślę o mojej planszówkowej przygodzie muszę wymienić też Ciężarówką przez galaktykę. Chyba mało która gra daje mi tyle frajdy i ekscytacji. Czy połączę wszystkie elementy? Czy zdążę? A później oczekiwanie na kolejne meteoryty i ostrzały, które mogą rozwalić mój statek. Do dziś nieodłączną częścią gry jest tekst Zabiłeś Stefana!.
Jest tyle gier, o których chciałabym napisać… Jednak w tym poście wspomnę jeszcze tylko o X-wingu – grze, która wprowadziła mnie w niezwykły świat figurkowców. I skłoniła do obejrzenia Star Wars! Niesamowite jest układanie eskadry, wybieranie dodatkowych umiejętności, analiza teoretycznych wyborów przeciwnika… I to wszystko jeszcze przed rozpoczęciem gry. Gdy już stawaliśmy przed planszą, każdy z wielką precyzją poruszał swoimi statkami, martwiąc się, że jeden nieostrożny ruch może zaprowadzić naszego asa przestworzy zbyt blisko krańca mapy albo wprost pod ostrzał nieprzyjaciela. W X-winga nie grałam już kilka miesięcy, ale nie mogę się doczekać powrotu. Kiedyś mata i figurki stale znajdowały się na stole w gralni, jednak odkąd w domu pojawiły się koty, musieliśmy wszystko schować. Oby tylko tymczasowo! Mam nadzieję, że za jakiś czas kupimy stół gamingowy z przykrywanym blatem, a Krakers i Schizma nie będą mieli szans na dobranie się do figurek.Wojna w przestworzach trwa
W tym wpisie wspomniałam tylko o kilku grach, które poznałam w ciągu ostatniego roku. Na resztę przyjdzie czas w kolejnych wpisach. Chyba już nie jestem planszówkowym świeżakiem, bo w najbliższej przyszłości ponownie mam zmierzyć się z Race for the Galaxy. Czuję, że tym razem ogarnę tę grę. Trzymajcie za mnie kciuki!